Dover to brytyjski port nad kanałem La Manche. Nazywany jest też Bramą Anglii ze względu na swoje położenie ( do Calais jest zaledwie 34km). Właśnie to miasto było naszym kolejnym celem.
Wysiadłyśmy na parkingu, obok portu i od razu pożałowałam, że zabrałam tylko sweterek. Na szczęście pogoda się poprawiła i nie zwiedzałyśmy jak zgęźlałe kaczki.
Nasze kroki skierowałyśmy do centrum szukać informacji turystycznej. Okazało się, że jest ona w tym samym budynku co Dover Museum. Bardzo miła pani sprzedała nam mapkę i ruszyłyśmy dalej.
Zwiedzanie tej części miasta zajęło nam trochę czasu, więc musiałyśmy się śpieszyć. Trzeba było zejść ze wzgórza, przejść przez miasto i dostać się na klify.
W planach miałyśmy jeszcze zwiedzić latarnie, ale była ona tak daleko, że trzeba by było poświęcić co najmniej ze 3h marszu, jak nie więcej. Musiałyśmy zrezygnować.
Była to jak dotąd najlepsza wycieczka. Widoki były niesamowite, pogoda dopisała. Ciągłe wchodzenie i schodzenie pod górkę dały nam popalić- o 17 opadłyśmy z sił. Zamku niestety nie udało nam się zdobyć. Gdybym miała okazję, to z przyjemnością jeszcze raz wybrałabym się do Dover.
Wysiadłyśmy na parkingu, obok portu i od razu pożałowałam, że zabrałam tylko sweterek. Na szczęście pogoda się poprawiła i nie zwiedzałyśmy jak zgęźlałe kaczki.
Widoki już na początku były niczego sobie.
Krótki pobyt na plaży.
Nasze kroki skierowałyśmy do centrum szukać informacji turystycznej. Okazało się, że jest ona w tym samym budynku co Dover Museum. Bardzo miła pani sprzedała nam mapkę i ruszyłyśmy dalej.
Informacja turystyczna i Dover Museum
Następny przystanek to Dover Western Heights- ogromne fortyfikacje z początku XIXw. Po drodze minęłyśmy tylko parę osób. Z budynku dało się słyszeć odgłosy zwiedzających. Wszystko było zarośnięte dzikie i lekko tajemnicze.
W drodze do Dover Western Heights
Idąc dookoła fortyfikacji natknęłyśmy się na tą dróżkę, która prowadziła do przepięknych widoków...
Widać stąd wszystko- Zamek, port, kanał i miasto.
Zwiedzanie tej części miasta zajęło nam trochę czasu, więc musiałyśmy się śpieszyć. Trzeba było zejść ze wzgórza, przejść przez miasto i dostać się na klify.
Dzikie koniki.
Dover Castle w oddali.
W planach miałyśmy jeszcze zwiedzić latarnie, ale była ona tak daleko, że trzeba by było poświęcić co najmniej ze 3h marszu, jak nie więcej. Musiałyśmy zrezygnować.
W oddali, przy dobrej widoczności widać Francję.
Zasłużony odpoczynek.
Wracając tą ścieżką natrafiłyśmy na stado koni, które schowały się przed słońcem.
Była to jak dotąd najlepsza wycieczka. Widoki były niesamowite, pogoda dopisała. Ciągłe wchodzenie i schodzenie pod górkę dały nam popalić- o 17 opadłyśmy z sił. Zamku niestety nie udało nam się zdobyć. Gdybym miała okazję, to z przyjemnością jeszcze raz wybrałabym się do Dover.